niedziela, 24 sierpnia 2014

Chapter 8

Pakowałam właśnie prezent dla Zayna, gdy usłyszałam jak dzwoni mi telefon, nie mogłam go nigdzie znaleźć. Po pięciu sygnałach znalazłam go w stercie śmieci w jakimś pudełku. Od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę, nawet nie patrząc kto dzwoni.

- Halo? - powiedziałam

- Hey kochanie, co tam? - usłyszałam głos mojego chłopaka i od razu odetchnęłam z ulgą.

- Wszystko okey, a u ciebie? - spytałam.

- Jest świetnie, a tak przy okazji wesołych świąt! - krzyknął radośnie, a ja się zaśmiałam.

- Wesołych świąt, właśnie pakuje ci prezent. Mam nadzieje, że dojdzie do jutra.

- Na pewno. Kiedy wracasz? - spytał i poczułam w jego głosie jakiś niepokój.


- W najbliższym tygodniu. Coś się stało?


- Nie, nic. Dobrze, ja lecę mała. Kocham cię.


- Ja ciebie bardziej. - odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Po dwudziestu minutach skończyłam pakować prezent i poszłam na górę do swojego pokoju.

Położyłam się i zaczęłam rozmyślać o tym co może teraz martwić Zayna, są święta powinien się cieszyć i spędzać go z rodziną. Nie znam jego rodziców i jego siostry, może odwrócili się od niego i teraz tylko ja zostałam przy nim?

Nie chciałam nawet tak myśleć, więc wzięłam jakieś ciuchy z szafy i poszłam do łazienki.
Wlałam do wany gorącą wodę, wsypałam solę do kąpieli, zrzuciłam ubrania i weszłam do niej. Zataczałam się w pięknych zapachach i próbowałam o niczym nie myśleć, ale ciągle do głowy wracały mi myśli o Zaynie i jego rodzinie.

A może nie o to chodziło? Na pewno nie o to. Tęskniłam za nim i nic nie mogłam na to poradzić. Kochałam go.

Wyszłam z wany, wytarłam się, założyłam jasne dżinsy, czarną koszulkę i długą szarą bluzę z kapturem, po czym poszłam na dół do kuchni, sprawdzić czy mój tata już wrócił. Zakupy leżały na blacie, a tata siedział przed telewizorem oglądał mecz, a ja usiadłam obok niego.

- Masz już chłopaka, Sam? - spytał.

- Tak, tato. Ma na imię Zayn. - odpowiedziałam.

- Zayn? On chyba nie jest anglikiem?

- Ma angielsko-pakistańskie korzenie.

- To znaczy, że jest muzułmaninem?

- Tak, tato. To chyba nie problem? - spytałam, patrząc mu w oczy.

- Nie, kochanie, ale nie wiedziałem, że takich lubisz.

- Nie zwracam uwagi na to jakie ktoś ma korzenie. - odpowiedziałam.

Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy z półgodziny, aż tata w końcu powiedział, żebym mu pomogła porozstawiać dania na stole. Zjedliśmy, a ja poszłam do swojego pokoju i położyłam się spać.


****


Wstałam o godzinie 9.00 i poszłam na dół zjeść śniadanie i otworzyć prezenty. Jak zawsze w święta przychodziły do nas Kate, Stella i Hayley.

Otworzyłam już prezent od mojego taty, były to szare słuchawki i nowy telefon, później były prezent od dziewczyn, a na samym końcu prezent od Zayna, była to piękna złota bransoletka Chanel i mała karteczka. Otworzyłam ją, a było tam napisane: "Dla mojej najukochańszej i najlepszej dziewczyny. Niech nasza miłość nigdy się nie zakończy". Byłam bardzo szczęśliwa, a dziewczyny piszczały i gratulowały mi, że mam chłopaka. Nic się teraz nie liczyło, tylko ja i Zayn. 


Zayn's POV


Siedziałem przed kanapą i czekałem na listonosza. Miałem nadzieje, że prezent spodobał się Sam, ciekawy byłem co ona mi kupiła.

Po dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich i wziąłem paczkę od listonosza. Otworzyłem natychmiast, było to nasze zdjęcie zrobione na mostu jak się całowaliśmy, oprawione w ramkę. Był tam jeszcze zegarek, przymierzyłem go i uśmiechnąłem się, był bardzo wygodny. Zadzwoniłem do Samanthy i podziękowałem jej za prezent, ona jednak powiedziała, że to nic i tylko się spytała, skąd wziąłem tak drogą bransoletkę.
- Mój przyjaciel Harry pracuje w jednym z tych sklepów i dał mi małą zniżkę. - odpowiedziałem.
- Zayn, martwię się o ciebie. - powiedziała, a ja tylko spuściłem głowę.
- Nie masz o co się martwić. Wszystko okej. Nie mogę się doczekać aż cię znowu zobaczę. - powiedziałem.
- Ja też. Kocham cię i zadzwonię jutro. - powiedziała.
- Ja ciebie też. Dobranoc.
- Dobranoc.

4 komentarze:

  1. Świetne. :)
    Jestem Cathlyn. Jestem typem buntowniczki, ale to życie mnie do tego zmusiło. Nigdy nie dogadywałam się z mamą, a o siostrze już nie wspomnę. Ojciec wracał wieczorami i tyle go widziałam. Nikt mnie nigdy nie rozumiał. Po śmierci mamy już nic nie było jak dawniej. Czułąm kompletną pustkę, a nastawienie do życia jakby się zmieniło, ale ktoś jednak stał mi do tego na drodze. Marcus - mój chłopak. Nie pozwolił mi odejść. Bił mnie, nieraz namawiał do seksu. Jednak musiałam się z tym uporać. Miałam ważną misję do spełnienia. Musiałam uratować mój świat. Świat aniołów, o którym dotyczhcas nie wiedziałam. To dzięki dwójce ludzi, poznałam kim jestem. Rose- moja niegdyś znienawidzona siostra i on wysoki brunet o imieniu - Liam, który wydawał sie być zwyczajnym chłopakiem, ale nim nie jest. Jest kimś więcej. Kimś kto musiał mnie doprowadzić do tego wszystkiego. Do mojego świata. Świata aniołów, który musimy ochronić przed złem, które stało tak blisko, a ja o tym nie wiedziałam.

    Zapraszam na uncanny-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń